piątek, 3 maja 2024

Rozdział 31 - Sława: Monterey Pop Festival - Chwila prawdy


"Kiedy The Experience weszli na scenę festiwalu w Monterey w czerwcu ’67, Jimi był w swojej ojczyźnie nieznany. Schodząc ze sceny był już legendą...

Jeśli jakikolwiek akt sceniczny urósł do rangi symbolu surowej energii rocka, 
było to poświęcenie gitary przez Jimi'ego Hendrix'a w Monterey. 
Wydarzenie to stało się jednym z najsłynniejszych w historii muzyki."
- dokument "Uncut Story" część 2

"Jednym z uroków Jimi'ego, było to, że nigdy nie wiedziałeś, co się może zdarzyć?"
- Mitch Mitchell


Lato Miłości. Niezwykły klimat i niezwykła muzyka. Kwiaty we włosach i piosenki "San Francisco (Be Sure To Wear Flowers In Your Hair)" napisana przez Johna Philipsa i zaśpiewana przez Scott'a McKenzie oraz, tym razem wykonana już przez The Mamas And The Papas, wspólna kompozycja John’a i Michelle Phillips "California Dreaming" urosły do rangi ponadczasowych symboli okresu idyllicznej sielanki.


 Pierwszy festiwal nowej generacji

Z nastaniem roku 1967 ruch hippisowski, i towarzysząca mu psychodelia, rozpowszechniły się na zachodnim wybrzeżu Stanów tak bardzo, że postanowiono nadać zjawisku jakąś zorganizowaną formę i może nawet dodatkowo na tym zarobić. 

Alan Pariser był człowiekiem, który działał i próbował swoich sił w branży muzycznej, lecz pomimo współpracy z The Doors, The Byrds czy Buffalo Springfield, nadal brakowało mu pieniędzy i kontaktów, aby zrealizować pomysł z którym nosił się od pewnego czasu. 

Wzorem cyklicznie organizowanych festiwali jazzowych i folkowych, Pariser zapragnął zorganizować wielką imprezę o charakterze popowym. W trakcie trzydniowego święta miały się zaprezentować uznane już gwiazdy tego nurtu oraz nowa generacja muzyków.                                                     

Monterey, nieduże miasto z tradycjami muzycznymi, głównie jazzowymi, położone pomiędzy Los Angeles a San Francisco, zdaniem Pariser’a doskonale nadawało się na organizację planowanego wydarzenia. 

Przełomowym momentem dla urzeczywistnienia przedsięwzięcia okazało się pozyskanie lidera The Mamas And The Papas, John’a "Papa" Phillips’a. Dzięki jego wpływom i kontaktom udało się pozyskać niezbędne środki, zapewnić udział muzyków, oraz przełamać początkowe opory miejscowej społeczności i władz. 

Stacja telewizyjna ABC zleciła pracę ekipie filmowej, która pod okiem D.A. Pennebaker’a  miała stworzyć dokument upamiętniający wydarzenie. 
Wywieszono nawet specjalne tablice informujące uczestników o tym fakcie i przestrzegające w związku z tym  przed niewłaściwym zachowaniem, które może zostać uwiecznione. 
Zainwestowano 130 tysięcy dolarów, a Pennebaker kilkoma kamerami sfilmował pięć niemal kompletnych koncertów, z których miał powstać 90-minutowy program specjalny ABC. Ostatecznie stacja odrzuciła zmontowaną całość, ale dokument obronił się w kinach i na pokazach w kampusach studenckich, przynosząc całkiem pokaźne zyski.

Monterey  International  Pop Festiwal odbył się w weekend 16-18 czerwca 1967 roku.


Symbole Buddy, hawajskie orchidee, kolorowe stroje i namioty, dziennikarze, aktorzy, artyści i dystrybutorzy narkotyków. Nie zanotowano jednak żadnych poważnych incydentów. 

Uzbrojeni, nastawieni początkowo nieufnie i niechętnie stróże prawa docenili nadzwyczaj spokojne zachowanie tłumu, przyzwalając nawet na dekorowanie ich służbowych strojów kwiatami oraz co najważniejsze bardzo, bardzo mocno przymykając oko na używanie narkotyków.

Keith Altham (dziennikarz): "Monterey to pierwszy wielki festiwal popowy. Trwał 3 dni. Nikt wcześniej nigdy czegoś takiego nie zrobił. Ściągnęli Ottis’a Redding’a, Janis Joplin, był Paul Simon, Simon and Garfunkel, Mamas And Pappas, Neil Young, Bufflo Springfield – w składzie ze Steve’m Stills’em."

Bob Weir (Grateful Dead): "Było to pierwsze zgromadzenie wszystkich wielkich nazwisk rocka i pokrewnych gatunków. Ludzie z Anglii, Nowego Jorku, Los Angeles, San Francisco, po prostu zewsząd. Mogliśmy się zebrać, poznać i pograć razem."

Chris Stamp (Track Records): "Jako muzyk, człowiek był we wspólnocie ze wszystkimi grającymi - z każdym wielkim producentem, muzykiem. Należał do rodziny, czy plemienia." 

Biała publiczność oklaskiwała zarówno grającego na sitarze Raviego Shankara jak i czarnych muzyków soulowych - Otis Reading i Buddy Miles (późniejszy członek kolejnego hendrixowskiego tria Band Of Gypsys  oraz uczestnik wielu sesji nagraniowych Jimi’ego) na brak satysfakcji po swoich występach zdecydowanie narzekać nie mogli. 

Doceniona została także wokalistka Big Brother And The Holding Company, nieznana dziewczyna z Teksasu, Janis Joplin. Jej występ wzbudził tak wielkie uznanie, że dano jej szansę ponownego występu w ostatnim dniu festiwalu, gdyż pierwszy, ten właściwy, nie został sfilmowany. 
Napisano, że "Joplin dała występ jakby wymyśliła seks", a ona sama powiedziała: "Kiedy jestem na scenie naprawdę odlatuję, jestem zmysłowa, chcę się kochać. Robię to i jest to naturalne."

Tego samego, ostatniego dnia, miał miejsce także inny, przedostatni w programie całej imprezy koncert - i to on właśnie stał się perłą w koronie Monterey Pop Festiwal, a nazwisko wykonawcy uczynił nieśmiertelnym nawet dla tych, którzy nie słuchają i nie znają jego muzyki.


Hendrix  w  Monterey

Oczywistym było, że do udziału w festiwalu, który nawet w nazwie był międzynarodowy, muszą zostać zaproszeni brytyjscy wykonawcy. Tylko którzy? The Beatles, jak wiadomo, już nie koncertowali. Liderzy The Rolling Stones, Jagger i Richards, nie mieli szans na otrzymanie amerykańskich wiz w związku z oskarżeniem o posiadanie narkotyków. Clapton i Cream, w którym aktualnie grał, musieli pozostać w domu na skutek strategii finansowej ich menedżera. 

Telegram z 4 maja 1967 potwierdzający udział Hendrix'a na festiwalu w Monterey 
- w pierwotnej wersji Hendrix miał zagrać w pierwszym dniu - 16 czerwca.

Ostatecznie do samolotu wsiedli: Brian Jones, jako gwiazda towarzysząca brytyjskim artystom, Eric Burdon z nowym składem The Animals (Burdon napisał  później piosenkę zatytułowaną „Monterey” opisującą atmosferę i występy kolejnych, najważniejszych wykonawców) oraz za radą i rekomendacją Paula McCartney’a dwa nieznane w USA zespoły nowej fali - The Who oraz The Jimi Hendrix Experience. 

To właśnie pomiędzy ich liderami doszło do legendarnej przepychanki w kwestii organizacyjnej. Status obu formacji z punktu widzenia organizatorów był jednakowy. Ich prezentacje przewidziano na zakończenie festiwalu, jako dwie przedostatnie, po których na estradę miała wyjść stojąca u szczytu kariery, jedna z największych atrakcji, The Mamas And The Papas prowadzona przez głównego organizatora całej imprezy Johna Philips’a. Kolejność występów Anglicy mieli ustalić pomiędzy sobą. I tu pojawił się problem. Pete Townshend, gitarzysta The Who, mający trwające już osiem miesięcy, traumatyczne doświadczenie funkcjonowania obok Jimi’ego Hendrix’a, oświadczył, że z całą pewnością nie wyjdzie jako drugi – i wiedział co robi! 
Hendrix z kolei znał The Who, doceniał ich siłę i wrażenie jakie potrafią wywrzeć na publiczności, totalnie demolując swój sprzęt w trakcie finałowego „My Generation”.

Bruce Fleming (fotograf): "Chyba doszło do kłótni między Jimi’m i The Who."

Keith Altham: "Byłem za kulisami, kiedy pokłócił się z Pete’m Townshend’em o to, kto ma zagrać pierwszy. Townshend nie chciał wychodzić po Hendrix’ie, Hendrix po Townshend’zie."

Chris Stamp (Track Records): "W tamtym okresie Pete rzadko rozbijał gitary, ale zamierzał to zrobić w Monterey, ponieważ było to ich wielkie wejście w Ameryce i postanowił to zrobić; więc sytuacja wyglądała tak: The Who robią swoje, a Jimi ma wejść po nich - jest przerażony, bo jak miał się trzymać tego, co zaplanowali z Chas’em? To była główna rozterka."

Jimi nie czuł się zbyt pewnie. Doskonale pamiętał, że wyjechał ze Stanów stosunkowo niedawno i w pełni doceniony został dopiero na obcej ziemi. Podobnie jak wspomniani wcześniej inni czarnoskórzy wykonawcy obawiał się przyjęcia przez białą amerykańską widownię. Sam będąc Amerykaninem miał pełną świadomość różnic pomiędzy Anglią i Stanami. Krótko mówiąc też się zaciął i również nie zamierzał ustąpić. Skończyło się na tym, że Philips rzucił monetą i The Who wygrało. Fakt ten jest często wspominany, szczególnie przez Townshend’a, jako wydarzenie, które zmusiło i zdeterminowało Jimi’ego do pójścia na całość i bez ograniczeń, co zresztą oficjalnie zapowiedział tuż po przegranej.

Jak powiedział, tak zrobił! Klimat Monterey wyraźnie służył członkom The Experience. Noel Redding wspominał, że aby się czuć dobrze, wystarczyło tylko wdychać powietrze wypełnione zapachem kadzideł i marihuany, a przecież oddychanie samym powietrzem nie było podstawą funkcjonowania tego zespołu. 

W końcu trzeciego wieczora nadszedł oczekiwany moment - chwila prawdy! Brian Jones powiedział trzy krótkie zdania zapowiadające i rekomendujące zespół, a właściwie wyłącznie jego lidera. 

Brian Jones i Jimi Hendrix w Monterey.

Hendix i Chandler postanowili wykorzystać efektowne wejście wzorowane na tym z francuskiej Olimpii. 
Przez chwilę jest jeszcze ciemno, gdy nagle rusza szalone gitarowe intro „Killing Floor”, a po chwili wchodzi sekcja rytmiczna. Od pierwszego akordu muzyka pędzi przykuwając uwagę. Zapalają się światła sceniczne... Zespół rozpędza się jak rakieta - z utworu na utwór nabiera coraz większej pewności siebie, w miarę jak zyskuje rosnące uznanie publiczności. 

Jimi jest szczęśliwy. Chce mu się grać. Żartuje i flirtuje z publicznością. Możemy zobaczyć kulminację wszystkiego, co do tej pory, jako Jimi Hendrix wypracował. 

W "Hey Joe" Jimi gra dwie solówki: jedną zębami, drugą za głową.

Oprócz tego Hendrix wyrzucił wszystkie karty na stół: grę pionowo za plecami, łokciem, wielokrotnie jedną ręką, pomiędzy nogami, przeturlanie się w tył po scenie oraz "celowanie" wytkniętym na wprost gryfem i "szlifowanie" go. W trakcie robienia tych wszystkich akrobacji nie ucierpiała ani jedna nuta - osobie wyłącznie słuchającej nagrań, bez wizji, nie przyszłoby nawet do głowy, że gitarzysta nie trzyma gitary konwencjonalnie.

Buddy Miles: "Byłem na scenie. Co za energia! Ludzie nie wierzyli własnym oczom. Mówię wam, wszyscy totalnie odlecieli."

Bob Weir (Grateful Dead): "Staliśmy jak zahipnotyzowani. Chyba nikt inny nie potrafiłby wycisnąć z tria tak potwornego czadu. Po prostu nikt."


Bruce Fleming (fotograf): "Był tak żywiołowy! Co za siła! Co za energia! Robiąc zdjęcia w Monterey, kilka razy spojrzałem na publiczność (pokazuje: stali z rozwartymi ustami). Nie wiedzieli, co ich trafiło."

Wszystko ze sobą niemal idealnie współgrało i sprzyjało spektaklowi. Chłopcy zadbali o jednakowy wygląd. Wszyscy mieli afro.

Największy problem był z Mitchellem, którego włosy były zupełnie proste.

Byli również jednakowo ubrani: damskie koszule z dużymi żabotami: Jimi w żółtą, a Redding i Mitchell w fioletowe. Jimi i Mitch dodatkowo założyli kamizelki, a Redding długą marynarkę w kolorowe pionowe pasy. Całość dopełniały czarne buty i kolorowe, obcisłe spodnie: czerwone Jimi'ego i Noel'a i przebijające zza perkusji niebieskie Mitchell'a. 
Noel wystąpił w dużych okularach, natomiast Hendrix założył opaskę na włosy, duży medalion na szyję i sygnet.

Na taśmie filmowej scena wygląda na słabo oświetloną i przez większość czasu Mitch gra w mroku, a Noel w półmroku - jedynie Hendrix jest cały czas podświetlany lecz można odnieść wrażenie, że barwne widowisko jest zasługą nie tyle świateł scenicznych co stroju Jimi'ego.

Jimi w tym stroju sam wyglądał jak płomień, 
a słabo oświetlona scena wyeksponowała efekt płonącej gitary.


Najprawdopodobniej Hendrix podpalił gitarę w Monterey dopiero po raz drugi, 
i nie wiadomo, czy później jeszcze kiedykolwiek?

W kwestii stroju scenicznego, należy dodać, że Hendrix rozpoczął koncert w ukrywającej właściwy strój sceniczny długiej, przypominającej płaszczyk, białej, pomalowanej w pastelowe kolory marynarce z wizerunkiem kobiecej twarzy na plecach oraz fioletowym boa na szyi. 

Karl Ferris
 (fotograf): "Najpierw poszedłem do mieszkania Jimiego, aby zobaczyć, co ma, a kiedy zajrzałem do jego szafy, zobaczyłem pomalowaną kurtkę, którą podarował mu artysta, mówiąc: Namalowałem to dla ciebie”... 
... Miał duże oczy z podwójnymi źrenicami wymalowane na piersi, mniejsze oczy krążące z tyłu i psychodeliczne zawirowania wszędzie indziej. Powiedziałem: To jest to! Oczy reprezentują „zwierciadło duszy” i psychodeliczną wizjęJimi zgodził się i powiedział, że czuje, że jest jego częścią i nazwał ją kurtką Gypsy Eyes”.


W dniach 6-10 czerwca 1967 członkowie The Jimi Hendrix Experience 
wzięli udział w sesji Karl'a Ferris'a, 


w efekcie której powstały zdjęcia na front "AYE" (USA) i front "Smash Hits" (Japan) oraz tył "Electric Ladyland" (USA) i odpowiednio front "EL" Polydor
- na wszystkich w/w okładkowych zdjęciach Jimi ubrany jest w tę samą marynarkę.

 
Monterey - "Killing Floor" i "Foxy Lady"
Dlaczego Jimi założył na siebie aż tyle warstw odzieży?

W pewnym momencie przyszła mi do głowy taka (trochę ryzykowna) myśl: Jimi, jak wspomniano wyżej, nie był pewien przyjęcia przez białą pacyfistyczną publiczność. Być może marynarka i boa były pewną formą asekuracji ? Wobec niechętnie, lub wręcz wrogo nastawionej widowni, próba podpalenia gitary mogłaby się okazać przysłowiowym "gwoździem do trumny". Jednak już po dwóch pierwszych utworach marynarka i boa zostały zrzucone, a Jimi pozostał we właściwym "płomiennym" stroju scenicznym idealnie pasującym do płonącej gitary.

The Jimi Hendrx Experience wyszli do silnie rozgrzanej przez The Who publiczności z około czterdziestominutowym setem, na który składało się dziewięć utworów:
  1. Killing Floor  (aut. Chester Burnett) 
  2. Foxey Lady  (aut. Jimi Hendrix)
  3. Like A Rolling Stone  (aut. Bob Dylan)
  4. Rock Me Baby  (aut. BB King/Joe Josea)
  5. Hey Joe  (aut. Billy Roberts)
  6. Can You See Me  (aut. Jimi Hendrix)
  7. The Wind Cries Mary  (aut. Jimi Hendrix)
  8. Purple Haze (aut.Jimi Hendrix)
  9. Wild Thing (aut. Chip Taylor)

Warto zwrócić uwagę na fakt, że pięć z zaprezentowanych dziewięciu kompozycji, a więc większość, nie były autorstwa Jimi’ego lecz tylko jego interpretacjami cudzych utworów. Interpretacjami, ale za to jakimi ! 

Noel Redding: "Wieki całe minęły zanim publiczność się uspokoiła. Zrzuciliśmy bombę! Chandler po półgodzinnym przepychaniu się przez tłum dotarł do naszej garderoby w odpowiednim czasie, aby uratować nas od tyrady Jefferiego, który beształ nas za zniszczenie statywu do mikrofonu (za 150 $)."

Cóż, kapelusze z głów przed zdeterminowaną przezornością Pete’a Townshed’a.

 

 Pandemonium

Do "Wild Thing" to był po prostu świetny koncert. Teraz koncert zamienił się w spektakl.

Jimi Hendrix: "Kiedy widać, że ludzie czują, kiedy mają na twarzach ten senny uśmiech, to jest jak fala, która cię unosi. Wtedy wpadasz w ten odmienny stan i w pewnym sensie czujesz się tak jakbyś występował w sztuce teatralnej... muszę się uspokajać, taki jestem podniecony."

Jimi był tak wdzięczny za dobre przyjęcie, że wpadł w euforię:

"Chciałbym was wszystkich... no, wiecie..."
Czego nie mógł zrobić z całą publicznością, zrobił z gitarą.

Zamienił biało-czarnego strata, na którym grał cały koncert,
na tańszą, czerwoną gitarę, którą własnoręcznie przemalował na froncie 
w fantazyjne "esy-floresy"

Ostatni utwór "Wild Thing" to rodzaj składającej się z czterech części suity, w której Jimi obnażył to co działo się w jego głowie: 

Chaos i wojna: rozpoczął od imponującego intro porównywalnego do efektów, jakie wzbudziły aż tyle uznania (i kontrowersji), gdy w '69 zostały wplecione do amerykańskiego hymnu, oraz w '70 do "Machine Gun".

Muzyka: Melodyjny, z mocnym riffem, ostro, rockowo, odegrany utwór... 


w środku którego - jedną ręką ! - zagrał, na osłodę, fragment "Strangers In The Night" Franka Sinatry.

Ten fragment budzi skojarzenia z "3th Stone From The Sun" z "AYE"
- czyżby był dla niego inspiracją?

Seks: Jimi ukłonił się, po czym odwrócił w stronę wzmacniaczy, silnie uderzając w nie gryfem gitary i wielokrotnie biodrami - to było brutalne "fuck it" a nie uczuciowe "make love". Następnie położył gitarę na ziemi i usiadł na niej okrakiem, bujając się jak kobieta w trakcie stosunku - to był znacznie delikatniejszy fragment. Wstał, wziął pojemnik z benzyną i strzyknął na gitarę spomiędzy nóg. Ponownie uklęknął, czule pocałował gitarę i podpalił ją.

Gitara zapłonęła niczym rozpalona kobieta przeżywająca orgazm, 
a Jimi jeszcze przez chwilę podlewał ją benzyną.

Frustracja i wściekłość: chyba jednak to nie było to - Jimi zerwał się i roztrzaskał gitarę, wymachując nią na wszystkie strony i wielokrotnie uderzając o scenę.

I can't get no satisfaction
I can't get no satisfaction
'Cause I try, and I try, and I try, and I try

Być może Jimi Hendrix lubił seks, a nie lubił kobiet?

Przez cały utwór gitara grała lub wydawała kontrolowane przez Hendrix'a dźwięki. Pełen efekt dopełniała szaleńcza, żeby nie powiedzieć: obłąkańcza gra Mitchell'a. 

Niektórym spektakl się podobał, innych przestraszył i poruszył do głębi - z całą pewnością był jednak znacznie bardziej szczery i emocjonalny niż rutynowe rozbicie instrumentów przez The Who.


                   Jimi Plays Monterey                    

Występem na pierwszym festiwalu pop w Monterey Hendrix otworzył sobie drzwi do następnych festiwali, dzięki czemu mamy dziś znakomicie udokumentowane koncerty. Profesjonalnie nagrany nie tylko dźwięk, ale i obraz!, co biorąc pod uwagę ówczesne realia, możliwości i trendy, jest niemal ewenementem.

W przypadku Monterey jest to szczególnie cenne, gdyż równie ważne jak co i jak  zagrał, było to, co zrobił. Było to apogeum wczesnego Jimi’ego, punkt zwrotny w jego karierze, wykreowanie wizerunku rzutującego na jego przyszłość i pokutującego do dnia dzisiejszego w sposobie postrzegania tego artysty przez laików.

Na późniejszych festiwalach to był już inny, dojrzały muzyk, nie wspierający swojej muzyki tańcem i akrobacjami.

Dopiero w roku 1986, niemal w dwudziestą rocznicę wydarzenia, dzięki nowej technologii VHS, stało się możliwe i opłacalne rozpowszechnianie taśm z niemal pełnym występem The Experience. Postarał się o to Alan Douglas, który w tym czasie sprawował pieczę nad muzyczną spuścizną Hendrix'a.

Pomimo że w Monterey, w trakcie występu Hendrix’a pracowało, aczkolwiek nie równocześnie, sześć kamer (w napisach końcowych wyszczególnione są nazwiska siedmiu operatorów), z jakichś przyczyn, podobno technicznych, nie sfilmowano „ Can You See Me” a „Purple Haze” najprawdopodobniej częściowo i w trochę gorszej jakości niż resztę materiału. 
"Can You See Me" znalazł się w tym dokumencie jako podkład w czołówce, a "Purple Haze" (z grudnia 1967) we wprowadzeniu i na napisach końcowych.

W 2007 roku materiał zmontowano na nowo i wydany został na DVD, a dziesięć lat później, w 2017 na płytach Blu-ray.


Na zakończenie jeszcze anegdotka, którą opowiadam wyjaśniając, w jaki sposób The Who zostali zaproszeni do Monterey:

Paul McCartney zapytany przez organizatorów: "Kto powinien reprezentować Anglię na festiwalu?", odpowiedział: "Jimi Hendrix !". "Who ???" - usłyszał w reakcji na podane nazwisko. "No dobra, niech The Who też będzie" :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spis treści

Wprowadzenie - W cieniu legendy bluesa Rozdział 1 - Seattle: Dzieciństwo Rozdział 2 - Seattle: Matka Rozdział 3 - Seattle: Dorastanie Rozdzi...