1970-09-18 (CZ. 3): "GRZECHY" JIMI'EGO
Jaki wpływ na tragiczną śmierć oraz niejasne jej okoliczności, miały styl życia i osobowość Hendrix'a ?
Jimi był bardzo podobny do swojej matki - żeby lepiej zrozumieć Hendrix'a, trzeba lepiej poznać Lucille.
Powszechnie było wiadomo, że Jimi od kilku lat bierze narkotyki, niefrasobliwie miesza je ze sobą, a także z różnymi tabletkami i alkoholem. Przyczyniło się to do pobieżnego ustalenia oficjalnej wersji jego śmierci i spowodowało, że wersja ta uznana została za wiarygodną. Nie wyklucza to także możliwości, że sam zaaplikował sobie dawkę 9 tabletek.
Depresja, być może dziedziczna, a teraz nasilająca się na skutek przemęczenia, stresu i używania coraz większej ilości narkotyków, powodowała, że Jimi "wywoływał wilka z lasu" - coraz częściej mówił o własnej śmierci. Ten motyw zawsze mu towarzyszył, jednak w ostatnim okresie swojego życia, zaczął mówić publicznie, że "jest prawie martwy", "nie dożyje 28-ych urodzin", "kolejny raz do Seattle przyjedzie w sosnowej skrzyni" - jeśli ktoś miał poważny kłopot z Hendrix'em, to on sam sugerował, jak można go rozwiązać.
Kolejnym jego "grzechem" było poddawanie się woli innych ludzi. Poprzedniego wieczoru i nad ranem w dniu śmierci, dwukrotnie dał się "wyciągnąć" Monice Dannemann z dwóch kolejnych imprez i zawieść do marnego hotelu w dzielnicy nie cieszącej się najlepszą reputacją. Za możliwe należy także uznać, że zażył tabletki, jeśli podała mu je Monika (całą dawkę, lub mniejszą ilość).
Mało higieniczny tryb życia spowodował, że zeznania świadków, zgodnie z którymi znaleziono go martwego w ubraniu z dnia poprzedniego (chociaż Glebbeek twierdzi, że był nagi, jednak gdyby to była prawda, powinno to być widoczne, gdy obsługa ambulansu wynosiła Jimi'ego z mieszkania), również nie mogą stanowić przekonującego argumentu wskazującego na morderstwo.
Równie dobrze przyczyną nieszczęścia mógł być jego stosunek do kobiet, które bez skrupułów wykorzystywał, oraz brak jakichkolwiek zasad w kwestiach seksu. Podobno znalazł się w łózku z kobietami swoich menedżerów, Chas'a Chandler'a oraz Mike'a Jeffery'ego, czego żaden z nich nie chciał mu wybaczyć. Jego "dyżurne teksty", na które podrywał dziewczyny: "napisałem/napiszę dla ciebie piosenkę", "jesteś piękna, a jestem zagubiony i samotny" itp., a później nawet sugerowanie chęci założenia rodziny, również mogły stać się motywem zemsty naiwnej dziewczyny, która w nie uwierzyła i oddała mu się, a obsesja w połączeniu z zazdrością i rozczarowaniem, mogły stanowić "mieszankę wybuchową" - zwłaszcza jeśli byłaby to osoba z silnymi zaburzeniami.
Trzeba wziąć pod uwagę także "świat Jimi'ego" - niewykształcony, pochodzący ze skrajnie biednej, dysfunkcyjnej rodziny, nigdy nie mógł, i w rzeczywistości chyba nawet nie próbował, przynależeć do innego środowiska. Zawsze, niczym ćmę lecącą ku świecy, przyciągały go osoby, podobnie jak on, niefrasobliwie korzystające z uroków życia. Nigdy, pomimo że Paul McCartney oraz inni członkowie The Beatles, lansowali go, a nawet podziwiali, nie zaprzyjaźnił się z żadnym z nich - po prostu Jimi Hendrix i The Beatles nie pasowali do siebie. Z kolei obcowanie z ludźmi, którzy nie byli w stanie kontrolować własnych poczynań, w konsekwencji czego spotykał ich równie tragiczny los, stwarza dodatkowe źródło podejrzeń i rodzenia się kolejnych teorii spiskowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz